sobota, 3 marca 2012

Walz - młodzi ludzie w drodze

Ostatni wpis dotyczył europejskich nomadów, którzy przetrwali jeszcze do naszych czasów, ale społeczeństwa miejskie niechętne są ich wizytom, bo to wiąże się z podejrzeniami o kradzieże oraz inne przestępstwa. Jest jednak tradycja wędrowania młodych ludzi, która została zaakceptowana i zaadoptowana we współczesnej Europie jako program edukacyjny, ponieważ wiąże się z rozwojem własnych umiejętności oraz zdobywania zawodu.

Walz to sięgająca XII wieku tradycja rozwijająca się głównie w Niemczech. Wędrowni czeladnicy wyruszali w długą podróż, by zdobywać doświadczenie niezbędne do otrzymania tytułu mistrza. Podróże te określone były ścisłymi rygorami: podróż nie mogła trwać krócej niż dwa lata i jeden dzień, zaś rzemieślnik w swej drodze miał zakaz zbliżania się do swojego domu na dystans mniejszy niż 60 kilometrów. Po praktykę wyruszali rzemieślnicy, wykonujący różne zawody, jak kamieniarze, cieśle, dekarze, murarze itp. Ta tradycja wciąż jest praktykowana przez absolwentów różnych szkół zawodowych na terenie Niemiec, ale w podróż mogą wybrać się tylko kawalerowie przed 30 rokiem życia. Można ich rozpoznać po specyficznych strojach, różniących się w zależności od zawodu: kapeluszach, spodniach – dzwonach, kamizelkach itd. Nie wiedziałem nic o tej tradycji, dopóki w swojej rocznej podróży nie spotkałem Benjamina. Oto fragment dziennika z podróży opisujący to spotkanie:


3 stycznia 2008
Idąc gwarną ulicą, pełną sprzedawców rozłożonych na ziemi ze swoimi towarami, wśród motocyklistów i rowerzystów ujrzałem chłopaka, którego widziałem jeszcze w Australii. Nietrudno go było poznać bo wyglądał bardzo nietypowo, jakby przetunelował wprost ze średniowiecznej Europy: biała koszula, na niej czarna kamizelka, szerokie czarne spodnie, na głowie skórzany kapelusz do szpica z szerokim rondem, w ręku dzierżył drewnianą, rzeźbioną laskę jakby skręconą z dwóch kawałków. Miał rzadką, rudawą brodę i młodą twarz. Dogoniłem go.
– Cześć. Czy ty czasem nie podróżowałeś kilka miesięcy temu po Australii? – zagadnąłem.
Zatrzymał się i uśmiechnął.
– Tak. Widziałeś mnie tam?
– Widziałem i mówiono mi o tobie. Jesteś z Niemiec tak?
– Zgadza się. Mam na imię Benjamin.
– Ja Sławek – uścisnęliśmy sobie ręce.
– Kto ci o mnie mówił?
– Para z Włoch którą poznałem w Alice Springs. Podwozili cię autostopem.
– Chyba pamiętam.
– A ja widziałem cię chyba w okolicach Darwin.
– To możliwe. Byłem tam w październiku czy listopadzie.
– Wygląda na to że długo podróżujesz.
– Od dwóch i pół roku.
– Świetnie! Ja zacząłem ponad pół roku temu.
– Z Australii?
– Nie, Ameryki Południowej.
– Okrążasz świat?

– Tak. Dałem sobie na to rok. Jak sobie radzisz tak długo w podróży?
– Szukam różnych zajęć. W Niemczech jestem cieślą i po szkole wyruszyłem doskonalić swój warsztat.
– Tak jak średniowieczni czeladnicy.
– Właśnie. Może gdzieś usiądziemy? – zaproponował.
Szukaliśmy jakiejś restauracji. Ludzie, którzy nas mijali nie kryli zaskoczenia na jego widok. Zatrzymaliśmy się przy kobietach, stojących przy dwóch garach. Uchyliłem wieko, były tam trzy rodzaje ryżu.
– Wygląda nieźle – powiedział Benjamin. – Ile kosztuje porcja?
– Tysiąc reali – kobieta uśmiechnęła się szeroko.
Dostaliśmy w woreczkach foliowych ryż owinięty w kawałek placka i obsypany cukrem a w środku znajdował się też jakiś warzywny farsz. Obok, przy sklepie z butlami gazowymi stały dwa krzesełka, gdzie pozwolono nam przysiąść.
– Już wiem, dlaczego tu jest tak wielu dentystów – Benjamin strzepał warstwę cukru ze swojej porcji.
  Tak, ale nie chciałbym dostać się w ich ręce.
Benjamin pokazał mi swój notes, gdzie zbierał urzędowe stemple miast i gmin, które odwiedził. Najwięcej było z Niemiec. Przy nich krótkie listy rekomendacyjne, pisane przez ludzi, dla których pracował. Czasem też zdjęcia swoich wyrobów: drewniane i już wstawione okno, naprawione schody, jakaś skrzynia itd. Było też zbiorowe zdjęcie jego rówieśników.
– Mają podobne stroje ale różne kolory koszul – zauważyłem.
– Tak, w zależności od materiału w jakim się pracuje. Ten jest specjalistą w kamieniu a ten w metalu – pokazywał palcem.
– Wszyscy oni podróżują tak jak ty?
– Tak. Ta tradycja nazywa się Walz i pochodzi rzeczywiście ze średniowiecza.
– Masz z nimi kontakt?
– Z niektórymi.
– Jak to wygląda? Kończycie szkoły i niektórzy z was wyruszają w świat, żeby uczyć się i pracować?
– To jakby organizacja. Wyruszamy z jednym euro w kieszeni i musimy przeżyć trzy lata z pracy swoich rąk. Wracamy bogatsi o doświadczenia. Ja zarobiłem dość pieniędzy w Niemczech na bilet do Australii i teraz kontynuuję podróż przez Azję. Uczę się nowych rodzajów pracy, poznaję inne materiały, narzędzia.
– A ten strój?
– To także tradycja. Nie możemy ubierać się w nic innego podczas podróży.
– To chyba kłopotliwe.
– Czasami. Muszę sam reperować odzież, kiedy ulegnie zniszczeniu.
– Kiedy wracasz do Niemiec? Czy w ogóle wracasz?
Roześmiał się.
– Pozostało mi pół roku do powrotu do domu.
– I jak się czujesz?
– Świetnie!
– Co będziesz robił w kraju?
– Znajdę pracę i chyba się ustatkuję.
– Po takim doświadczeniu? Możesz mieć z tym problem.
– Wiem – roześmiał się. – Ci co powrócili z takich eskapad rzeczywiście nie zawsze radzą sobie w tak zwanym normalnym świecie. Wielu wraca do tego sposobu na życie. Ale już na własną rękę. Walz oficjalnie jest tylko dla ludzi, którzy kończą szkoły rzemieślnicze i są przed trzydziestką.
Wokół panował gwar. Zjedliśmy i Benjamin spojrzał na zegarek.
– Muszę jeszcze pójść do supermarketu – powiedział.
– A ja chcę odwiedzić Muzeum Tuol Sleng.
– Ciężkie klimaty. Byłem tam wczoraj. Spotkajmy się jeszcze, może o piątej?
– OK. Gdzie?
– Mieszkam w salonie masażu, w którym pracują niewidomi. Naprawiłem im kilka rzeczy i pozwolili mi za darmo pozostać tam przez parę dni. Poza tym mam darmowe masaże!
– Pokaż mi to miejsce to cię tam znajdę – wyjąłem plan miasta z plecaka.
Benjamin chwilę szukał odpowiedniej ulicy i zaznaczył mi miejsce długopisem. Wydawało się niezbyt oddalone od mojego hotelu.


Link, na którym znalazłem prezentowane zdjęcie:

Więcej na temat tych korporacji i ich  miejsca we współczesnej Europie na stronie:

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz