środa, 30 stycznia 2013

Warsztaty z dziećmi w Honelama - dzień 3: "Przyszłość"

Ostatnim ćwiczeniem zaproponowanym dzieciom był temat "Przyszłość". Chciałem się przekonać, jak wyobrażają sobie siebie i świat wokół, kiedy dorosną. Proponowałem, by narysowały swoje marzenia albo wizje. W tej szkole, znajdującej się na peryferiach Wameny, ogromną większość stanowiły dzieci papuaskie, ale w centrum, gdzie przybywało rodzin z przeludnionych wysp indonezyjskich; skośnookich mieszkańców Jawy, Sumatry, Kalimantanu, Timoru, sytuacja była całkiem inna. O tych zachwianych proporcjach mogłem się przekonać podczas Święta Niepodległości, które przypominało komunistyczne obchody 1 Maja. Przed trybuną honorową maszerowały w ogromnej większości skośnookie dzieci w swoich tradycyjnych strojach. te proporcje będą się jeszcze bardziej zmieniać na niekorzyść rdzennej ludności, bo jak się zdaje polityka "transmigrasi" rządy w Jakarcie przestała już obchodzić ONZ i inne organizacje zachodnie, powołane do ochrony dziedzictwa kulturowego...
Dzieci były już nieco zmęczone kilkugodzinną pracą. Nie rysowały jakichś futurystycznych wizji, jak się spodziewałem. Prace niewiele różniły się na ogół od tego, co rysowały wcześniej: świat, jaki je otaczał. Były więc góry, samoloty, chaty, kościoły, boiska i piłkarze, (niektórym chłopcom najwyraźniej marzyła się kariera sportowa). Pojawił się też maszt z flagą papuaską zamiast indonezyjskiej. Z pewnością w domach mówiło się o okupacji Papui i możliwości niepodległości, połączenia z sąsiadem ze wschodu - Papuą-Nową Gwineą, z którą granica w linii prostej stanowi ślad po kolonizatorach.
Na koniec wszystkich uczniów kolejno sfotografowałem wraz z pracami przed klasą, co pomogło mi dopasować autorów do poszczegółnych, podpisanych rysunków. Na pożegnanie z każdym dzieciakiem musiałem uścisnąć dłoń. Tych kilka spotkań w szkole św. Jakuba nie wystarczyło, bym jakoś specjalnie zaprzyjaźnił się z dziećmi. Być może miało na to wpływ miejsce; instytucja, jaką jest szkoła. Dzieci przez cały czas pracy były dość zdyscyplinowane, jednak kiedy odjeżdżaliśmy z Kellym na motorze do Wameny, żegnała nas rozkrzyczana, biegnąca za nami grupa.



























środa, 23 stycznia 2013

Warsztaty z dziećmi w Honelama - dzień 3: "Rodzina"

Kolejnym tematem rysunkowym zaproponowanym dzieciom była "Rodzina". Poprzez tłumacza poprosiłem, by narysowały swoje domostwa i codzienne życie rodziców oraz dziadków. Zaprawieni już po dwóch dniach pracy, z równie dużym zapałem zabrały się do pracy. Cieszyło mnie, że nie zmuszają się do niczego. Dyrektor szkoły, który w pierwszym dniu nieco wpływał na ich pracę, tego dnia był nieobecny i najwyraźniej to pozwoliło na większą swobodę. Ten temat najwyraźniej im odpowiadał i powstało wiele interesujących rysunków. Porównując wcześniejsze prace, rozpoznawałem style poszczególnych dzieci; kompozycję, rodzaj kreski itd.
Dzieci na ogół zaczynały od narysowania gór, wśród których żyły. Wamena otoczona była wzgórzami, których najwyższe szczyty często chowały się we mgle. Częstym motywem był samolot. Kilka razy dziennie można było zobaczyć na tutejszym niebie jakąś maszynę, krążącą nad miastem, próbującą osiąść na krótkim pasie lotniska położonego w północnej części Wameny. Pojawiała się też tęcza, słońce i gwiazdy, nie zawsze logicznie ze sobą połączone w jednym rysunku. Niektórzy fantastycznie komponowali chaty i płoty. Na kartkach papieru pojawiały się postaci ludzkie: nadzy mężczyźni z kotekami, strzelający do świni, wracający z maczetami z lasu, ścinający drzewa, kobiety w gospodarstwie, czasem flagi na masztach. Niektóre były czerwono - białe, indonezyjskie, inne zaś zakazane tutaj - papuaskie. Były, elementy flory i fauny, czasem fantastyczna kolorystyka i postaci chyba jakby przodków. Kiedy z pomocą towarzyszącego mi Kelly'ego pytałem o to autora, potwierdzał. Tak jakby rzeczywistość i świat duchów był jeszcze tak samo współobecny w umysłach niektórych dzieci. Miałem świadomość, że za kilka, kilkanaście lat dzieci te na hasło "Rodzina" narysują już całkiem inną rzeczywistość... Dlatego czułem, że robię z nimi coś ważnego. Utrwalam ślad czasu, który bezpowrotnie mija.
Niepokoiła mnie obecność indonezyjskiej nauczycielki w zielonym mundurze, która stała z innymi kobietami w pobliżu naszej klasy. Nie zaglądała do środka, co robią dzieci, ale ja pracowałem z nimi nielegalnie, więc mogłem z tego tytułu mieć jakies problemy. Dyrektor szkoły również. Kobieta długo nie odchodziła, rozmawiając cicho i obserwując często drogę. Wydawało mi się, że na kogoś czeka. Czy pojawi się na niej wojskowy lub policyjny samochód?
Na szczęście nic takiego się nie stało. Mieliśmy tego dnia więcej czasu, więc po skończeniu tematu, po krótkiej przerwie zaproponowałem ostatni, podsumowujący naszą wspólną pracę. Dzieci nawet nie chciały wychodzić na zewnątrz, gdzie uczniowie z innych klas boso biegali po placu. Co chwila jakaś grupka dzieciaków zaglądała do środka. Jeden z moich uczniów - Lanis Lantipo przejął w tym względzie rolę dyrektora i co chwila odganiał je, by nie przeszkadzały. Było to zabawne, bo nie grzeszył wzrostem, ale miał spojrzenie zawadiaki.

W tym blogu przedstawiam efekty pracy nad tematem "Rodzina". Przypominam, że rysunki te stanowić będą upominek dla osób, które wspomogą druk katalogu, jeżeli do niego dojdzie:
 http://wspieramkulture.pl/projekt/33-PLYNNA-TOZSAMOSC
Minęła prawie połowa czasu przeznaczonego na zbiórkę tych środków, udało mi się zdobyć dopiero 4% potrzebnej sumy, ale kto wie... cuda się zdarzają!
Serdecznie dziękuję tym, którzy już okazali swoją hojność :)

sobota, 12 stycznia 2013

Warsztaty z dziećmi w Honelama - dzień 2

Do pracy z dziećmi wróciłem dwa dni później, po weekendzie. Spacerując w międzyczasie po tej okolicy zauważyłem, że przed szkołą św. Jakuba stoi wojskowa ciężarówka a kilkunastu indonezyjskich żołnierzy w polowych mundurach z karabinami siedzi leniwie w cieniu pod budynkiem. Zacząłem mieć obawy, czy ich obecność nie jest związana ze mną, moja nielegalna praca nie spowodowała problemów. Jeszcze przed przyjazdem do Doliny Baliem, zapowiadając swoje zamiary moi papuascy przyjaciele ostrzegali mnie, że jakakolwiek działalność tego typu powinna być zgłoszona wcześniej i powinienem mieć na to zgodę miejscowych władz. Zignorowałem to, zaopatrując się tylko po przylocie w "surat jalan", zwyczajowe pozwolenie na przemieszczanie się po określonych miejscach Papui Zachodniej, które należało przedkładać w miejscowych komisariatach policji i uzyskiwać stemple. To miałem już za sobą. Może więc ktoś doniósł? Jeszcze w latach 70. rząd Indonezji rękami żołnierzy niszczył wszelkie wytwory kultury papuaskiej, dopiero ostra reprymenda ze strony ONZ złagodziła nieco zapędy władz z Dżakarty...
Żołnierze przyglądali mi się, kiedy mijałem zabudowania szkoły i szedłem dalej. Kilkanaście dni wcześniej w tej części Wameny doszło do tragedii: indonezyjski żołnierz potrącił śmiertelnie papuaskie dziecko. W akcie rozpaczy ojciec odnalazł winowajcę w okolicy koszar i zabił go nożem. Sam został zastrzelony na miejscu, ale na tym się nie skończyło: armia w zemście przez kilka kolejnych dni jeździła po okolicy, strzelając na oślep do ludzi i domów. Zginęły kolejne osoby, kilka zostało rannych. Ponadto spalono dom rodziny nieszczęśnika oraz kilkanaście innych papuaskich gospodarstw. Oglądałem zgliszcza... Indonezyjska policja zachowała neutralność w tym konflikcie, obawiając się jakiejkolwiek interwencji. Po kilku dniach wszystko "wróciło do normy". Przyjaciele powiedzieli mi, że takie tragedie zdarzają się kilka razy do roku.
 
Z początkiem nowego tygodnia kilkoro uczniów przyniosło na nasze zajęcia rysunki zrobione w domu. Zapowiedziałem , że tematem będą one same. Niektórzy rysowali siebie w rodzinnym otoczeniu, inni przynieśli rysunki pokazujące jakieś konkretne sytuacje, jakie zapamiętali. Niestety, domowe prace nie zawsze wykonały dzieci, tylko ich starsze rodzeństwo lub rodzice. Jeden z rysunków był niezdarnie wygumowany a na nim długopisem postać narysowana przez kogoś starszego. Poprzez pomagającego mi Kelly'ego, wskazując na wygumowaną postać wyjaśniłem, że wolę ich oryginalne rysunki, które są lepsze i bardziej autentyczne niż rysunki rodziców. Kilkoro powtórzyło temat na zajęciach, inne rysowały kolejny temat, czyli swoich rodziców. W tym poście prace w temacie "Autoportret":