niedziela, 1 lipca 2012

Przygotowania do podróży w czasie.

Wracam do głównego tematu tego blogu, czyli wyjazdu na Papuę. Do tej pory, mimo kilku obietnic, nie udało mi się znaleźć żadnego sponsora i finansuję wszystko sam: bilety, zakwaterowania oraz materiały do rysowania i malowania dla papuaskich dzieciaków. Koszty są spore, szczególnie przeloty... Na szczęście nie zawiedli papuascy przyjaciele, którzy organizują mi wszystko na miejscu. Fredy sprawdził dokładnie połączenia z Jakarty do różnych miejsc w Papui, pozwolenia na poruszanie się po tej indonezyjskiej części wyspy, także możliwości popłynięcia do krainy Asmat z Timiki. Ani w Timice ani w Asmat nie byłem, a są to tereny na południu Papui. Timika słynie z niechlubnej kopalni, którą zarządzają Amerykanie i tego tematu nie będę rozwijał, bo już o tym wspominałem na początku blogu. Asmat to kraina wspaniałych artystów, rzeźbiarzy. To tam młody Rockefeler pozyskiwał eksponaty do muzeum i tam zaginął bez wieści…
Fredy poznał mnie tez mailowo z innym mówiącym po angielsku Papuasem o imieniu Kelly (oryginalne imiona Papuasów zamienia się na anglosaskie w zależności od ich brzmienia i podobieństwa…). Ten człowiek także bardzo chce mi pomóc, mam u niego metę w Dolinie Baliem i będzie moim pilotem oraz towarzyszem w drodze z Wameny do Pyramide, gdzie w 2007 roku obiecałem powrót, by popracować z dziećmi. Marzy mi się też wyprawa w góry, do bardziej odizolowanych wiosek. To oprócz warsztatów z dziećmi najważniejszy mój cel.
Zanurzyć się w prahistorię.
Od Kelly’ego dowiedziałem się też o Baliem Festiwal w Wamenie, który odbędzie się pomiędzy 8 i 11 sierpnia. Akurat wtedy powinienem tam być.
Mój przyjaciel z Sentani – Lazarus – niestety nie odzywa się. Była to pierwsza osoba, którą poznałem w Papui. Pozwolił mi zamieszkać w jednym z pokoi organizacji YPA, w której pracował i tam zdobyłem listy rekomendacyjne do szefów wiosek w Dolinie Baliem. Jak się dowiedziałem, ta organizacja pomagająca rdzennej ludności została rozwiązana, budynek przejęła inna firma, więc Lazarus z żoną i trójką dzieci najprawdopodobniej musiał się stamtąd wynieść…

Mam już bilet do Jakarty na 24 lipca i mój indonezyjski kumpel, artysta Irwan Ahmett, którego poznałem w Bielsku Białej jakiś rok temu, również wykazuje dużą gościnę, upierając się, bym pozostał w stolicy Indonezji na co najmniej dwa, trzy dni, podczas których pokaże mi miasto. Oczywiście proponuje też gościnę – w swojej pracowni.
Tak więc wszystko na razie wygląda obiecująco. Mam nadzieję, że po powrocie będę mógł podzielić się materiałem, jaki stamtąd przywiozę: pracami dzieci, fotografiami i filmami, jakie tam chcę nakręcić. Oczywiście będę prowadził skrupulatny dziennik. Kilka galerii i miejsc sztuki wyraziło zainteresowanie pokazami. Będę informował, kiedy co się będzie odbywało.

Na razie jednak czekają mnie krajowe, rodzinne wczasy, na które już się cieszę!

Na koniec jeszcze kilka wspomnień fotograficznych z 2007 roku, które bardzo mocno siedzą mi w głowie:


Sztab ludzi pracujących w YPA, Sentani
Lazarus z najstarszym synem, Sentani


Przed domem Fredy'ego, Wamena

W podziękowaniu pomalowałem
im mieszkanie...


 

Spotkanie w drodze do Pyramide
Jedna z wiosek w dystrykcie
Pyramide












Dzieci z wioski
Dzieci z wioski












Nieufność przezwyciężona, Pyramide
Jedna z kilku mumii w Dolinie Baliem












Mężczyzna Dani kupujący tytoń,
Wamena
Bazary, chyba takie same od setek lat











 

Obopólne zainteresowanie, Wamena

14. 11. 2007: "Kiedyś tu wrócę"


1 komentarz:

  1. Brak sponsorów przy takiej wyprawie to rzeczywiście problem ale widzę, że się nie poddałeś. Oby przyjaciele na wyspie nie zawiedli. Powodzenia, niech wrażeń nie zabraknie no i kasy.
    Czekamy na ciekawe wpisy.

    OdpowiedzUsuń