sobota, 4 października 2014

W drodze do Haimy - Emiraty i Oman - dzień 2

Dzień 2
Silna klimatyzacja była powodem mocnego kataru i kichania. Spałem w koszuli z długim rękawem pod pierzyną, zakrywając się cały przed zimnem. Wstaliśmy o 8.00, Ekaraj kupił jajka, warzywa, chleb i zrobiliśmy jajecznicę. Kuchnia oraz dwie łazienki była wspólna dla mieszkańców trzech pokoi, jakie znajdowały się na tym piętrze. Jeden zajmował Hindus ze swoją filipińską żoną. Nie spotkałem ich, tylko niepostrzeżenie mijaliśmy się na korytarzu, pomiędzy kuchnią, łazienką a drzwiami wejściowymi. Zjechaliśmy windą na dół, na jednej z ulic odnajdując się z Ganeshem i doszliśmy pieszo na odległy przystanek kompletnie spoceni. Chowaliśmy się w cieniu tablicy informacyjnej. 



Po kilkunastu minutach przyjechał czysty i klimatyzowany autobus, którym jechaliśmy pół godziny, dojeżdżając do Water World, gdzie spędziliśmy kilka godzin na zjeżdżalniach i innych zwariowanych atrakcjach, ciesząc się jak dzieci chłodną wodą i szaleńczymi zjazdami. Miejsce to stylizowane było na animowany świat rodem z Flinstonów, wiele miejsc zakrywały płachty, rozciągnięte między betonowymi słupami zgrabnie imitującymi drewniane bale. Kiedy trzeba było przejść suchą stopą przez nie zacienione miejsce, beton parzył niemiłosiernie przypominając o piekle, jakie panowało na zewnątrz, gdzie nie było zamontowanych w wielu miejscach zraszaczy powietrza. Obsługę wodnego świata stanowili głównie Nepalczycy oraz młode Rosjanki. Spotkaliśmy tam Ramesha, będącego szefem rozsianych w kilku miejscach małych kiosków barowych, w których pracowali Azjaci.

 

 



Po 16.00 podjechaliśmy autobusem pod wejście główne do Ferrari World, gdzie Ekaraj znał większość młodych pracowników i witał się co chwila zamieniając kilka słów. Nie wiem, ile zapłacił za te rozrywki kupując bilet dla mnie i Ganesha i nie chciał się przyznać. Jako pracownik Ferrari World mógł wejść do tych miejsc za darmo, zabierając ze sobą dwie osoby towarzyszące ze znaczną zniżką: normalna cena za obie atrakcje wynosiła ponad 340 dirahm. Było mi głupio, że płacił za mnie. Przyjechał z biednego Nepalu, by zarobić na dom, który chciał zbudować. Byłem jednak jego gościem i uważał, że nietaktem byłoby, gdybym sam płacił za cokolwiek.
Ferrari World było wielkim, ekskluzywnym miejscem reklamującym włoską firmę, łączącym formę muzeum z eksponatami starych samochodów z rozrywką w najbardziej nowoczesnym wydaniu. Całość znajdowała się pod olbrzymim finezyjnym dachem o obłym kształcie, z wewnętrzną, skomplikowaną konstrukcją metalową, wyrastającym z leja znajdującego się w środku. Robiło to wrażenie jakiejś stacji kosmicznej z filmu Gwiezdne Wojny. Wszystko było profesjonalnie zorganizowane. Największa kolejka ustawiała się do mknącego ponad 200 km/h rollercoastera, podobno największego na świecie. Jazda była rzeczywiście ekscytująca.


 Wróciliśmy do domu po 21.00. Rozrywkowy dzień był mi potrzebny przed dalszą podróżą, która zapowiadała się dość ciężko przede wszystkim z powodu upału. Podobno najgorzej w tym rejonie świata bywa w czerwcu, ale wrzesień również należy do dość uciążliwych miesięcy. Będąc w Emiratach, postanowiłem udać się choć na jeden dzień na południe, zobaczyć pustynne oazy opisywane w przewodniku. Planowałem rozbić tam gdzieś namiot nie mając kompletnie pojęcia, co mnie czeka.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz