niedziela, 18 marca 2012

Archetypiczny konflikt w najnowszej wersji

W ostatnich miesiącach XX wieku spotkali się w studiu telewizyjnym przedstawiciele kilku nauk humanistycznych, próbując podsumować dotychczasowy rozwój ludzkości, jednocześnie prognozując przyszłość. Szczególnie utkwiła mi w głowie wypowiedź naukowca, który dowodził, że ostatnie zdobycze nauki oraz techniki wskazują na pewnego rodzaju powrót do najwcześniejszych form bytowania. Jeszcze w XIX wieku ludzie żyjący w europejskich miastach otaczali się przedmiotami ze swej natury stałymi, które świadczyły o ich statusie. Jeżeli mieli oszczędności, składali je w bankach albo skrzętnie przechowywali w domach, będących bezpieczną ostoją. Rozwój telefonii komórkowej, kart płatniczych i kredytowych umożliwiających dostęp do zgromadzonych pieniędzy prawie w każdym miejscu na świecie, wreszcie Internet; wszystko to uwolniło człowieka od stałego miejsca, do czego dążył człowiek przez wieki, upatrując w tym swoje bezpieczeństwo. Zdobycze te uwolniły człowieka, pozwoliły mu jakby na nowo stać się nomadą. Opowiadając, naukowiec zatoczył ręką spiralę sugerując kolisty rozwój ludzkości. Skojarzyło mi się to ze wschodnim, przede wszystkim hinduistycznym pojmowaniem rzeczywistości i czasu, który nie biegnie liniowo, jak chce tego zachodnia tradycja, ale właśnie koliście. Teoria reinkarnacji jest jedną z konsekwencji tego postrzegania.
W „Niezbędniku Inteligenta” wydawanym przez tygodnik Polityka (nr 50 (2534) z dnia 17-12-2005) znalazłem artykuł, w którym w ciekawy sposób opisano różnice w komunikacji ludzi dawniej i dziś, używając do tego porównań z mitem Syzyfa i Tezeusza.  Fragment przytaczam poniżej:
W obecnych zmaganiach między tradycyjnymi, gutenbergowskimi mediami opartymi na druku (późniejsze media masowe jak radio i telewizja są w zasadzie ich przedłużeniem), a nowymi, interaktywnymi, których symbolem jest Internet, odbija się prastary konflikt leżący u podstaw antropologii, a wyrażony w najważniejszych mitach ludzkości. To konflikt dwóch postaw wobec świata: osiadłej, pasywnej i nomadycznej, zdobywczej. Widać go w różnicy dzielącej postaci Syzyfa i Tezeusza.
Media gutenbergowskie są produktem epoki, której niekwestionowanym bohaterem jest Syzyf. Syzyfem jest kapitalista, który staje się niewolnikiem konieczności nieustannej cyrkulacji kapitału. Syzyfem jest robotnik w nieskończoność powtarzający przy taśmie produkcyjnej te same czynności. Syzyfem jest przedstawiciel klasy średniej, rutyną codziennych konwenansów odtwarzający porządek świata. Rolę gazety dla tej epoki najlepiej określa aforyzm Maksa Webera, wielkiego niemieckiego socjologa przełomu XIX i XX w., który stwierdził, że lektura prasy to msza poranna mieszczanina. Kawa, rogalik i gazeta (wystarczy spojrzeć na słynny obraz „Śniadanie” Clauda Moneta), to elementy codziennego rytuału rekonstruującego porządek świata polegający na przekonaniu, że w tym samym czasie setki tysięcy innych przewidywalnych i porządnych mieszczan czynią to samo. Gazeta to nie tylko źródło informacji, ale w jeszcze większym stopniu platforma służąca budowaniu wspólnoty (podobnie jak później w społeczeństwie masowym programy radiowe i telewizyjne).
Dziś jednak coraz więcej osób rozpoczyna dzień inaczej. Najpierw trzeba włączyć komputer. Po pierwsze, poczta elektroniczna, wśród e-maili znajdą się na pewno newslettery z zaprenumerowanych serwisów informacyjnych. Potem wizyta na Gadu-Gadu lub innym komunikatorze, by powiedzieć dzień dobry bratnim duszom ospale włączającym się do sieci. Dalej przegląd interesujących forów dyskusyjnych. Jeśli ktoś prowadzi blog, zajrzy i tam, by sprawdzić, czy nie ma nowych komentarzy od internautów. W końcu tzw. feedy z RSS, czyli treści ściągane automatycznie przez przeglądarkę z wybranych przez internautę serwisów: portali, blogów, gazet.
Siadający do komputera internauta to nomada, Tezeusz zapuszczający się za każdym razem w nowy labirynt, konstruujący własną, unikatową ścieżkę, swoisty clickstream (klikonurt, czyli przestrzeń treści i komunikacji powstająca na skutek kolejnych kliknięć na odnośniki, pojęcie to wprowadził John Battelle, amerykański badacz Internetu). Mieszczanin reprodukuje swój świat, nomada swój świat tworzy.
Syzyf i Tezeusz, mieszczanin i nomada, są osobnikami społecznymi. Tyle że mieszczanin zakłada, iż społeczeństwo jako pewna wspólnota interesów i tematów obiektywnie istnieje, czego dowodem jest gazeta czytana co rano przez setki tysięcy, a potem dyskutowana w biurze, kawiarni, sklepie.
Tezeusz społeczeństwo tworzy - wysiłkiem podejmowanych nieustannie bezpośrednich działań komunikacyjnych. Znajdowana przez niego w sieci treść nie ma tak długo znaczenia, jak długo nie nabierze sensu w wyniku wymiany opinii z innymi internautami.Jak pisze Lew Manovich, teoretyk nowych mediów (...) dla internauty rzeczywistość to wielka baza danych, której doskonałą metaforą jest bezkres WWW.
(...) 
Jak długo potrwa i jak daleko zajdzie proces nomadyzacji, trudno stwierdzić. Ale wywoła on wiele problemów, których obecne kłopoty tradycyjnych mediów są tylko zwiastunem. To kwestia sensu demokracji i uprawiania polityki, która – podobnie jak marketing – w epoce nowoczesnej oparta była na koncepcji targetu. (…) W nomadycznej epoce hipermediów reprezentacja musi być nieustannie rekonstruowana w nieustannym działaniu komunikacyjnym. Przestrzeń polityczna nomady, podobnie jak jego przestrzeń komunikacyjna i wyłaniająca się zeń rzeczywistość, tworzy się każdego dnia.
Wyłania się świat daleki od optymizmu nowoczesnych utopii. Nomada-Tezeusz wiedział, że wkraczając w labirynt podejmuje wyzwanie o niepewnym rezultacie – czeka go spotkanie z Minotaurem. Jacques Attali w pięknej książce „Chemins de sagesse” (Drogi mądrości) z 1996 r. pisał: >Potrzeba odwagi, ponieważ wychodząc z każdego labiryntu człowiek nie znajdzie nic innego niż inne labirynty. Labirynty labiryntów. Niektórzy wierzą w spotkanie tam Boga; inni prawdy; inni ironicznego sceptycyzmu lub panicznej beznadziei. Jeszcze inni, po prostu, wąskiej i krzywej ścieżki prowadzącej do Mądrości<.”

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz